Jest Pan bardzo wszechstronnym pianistą – gra pan klasykę i kabaret, występuje solo, akompaniuje. Czy instrumenty dobiera Pan raczej do repertuaru czy swoich indywidualnych preferencji?
Waldemar Malicki: Myślę, że w znacznym stopniu do formy. W Filharmonii Dowcipu instrument musi przede wszystkim być wytrzymały na uszkodzenia, które mu gwarantuję. Najlepiej by był to taki mocny Steinway. Mój gitarzysta, czy koleżanka śpiewająca grunge’owy kawałek muszą na nim stać, ja walę pięściami w klawiaturę, czy szarpię palcami struny… Mało tego – musi jeszcze stać na wolnym powietrzu i może padać na niego deszcz.
To są zupełnie inne potrzeby. Natomiast gdy kiedyś, teraz już niezwykle rzadko, grałem „normalną” muzykę, to miałem kolosalne wymagania. Największe, gdy grałem późnego Liszta. Tam potrzebowałem specjalnej, najlepiej sakralnej akustyki. Fortepian też musiał być najwyższej jakości i odpowiednio przygotowany, by dało się właśnie grać tym, czego nie ma w nutach – akustyką, która tworzy się za pomocą analogowej klawiatury.
Jakie brzmienie urzeka Pana najbardziej?
Ja jestem przede wszystkim miłośnikiem starych fortepianów. W końcu kupiłem erarda z 1839 roku, który jest takim ówczesnym ferrarim. Wtedy te erardy miały już podwójny wymyk, a mechanika nie była taka ospała jak wiedeńska. Na tym naprawdę gra się jak na współ czesnym fortepianie. Czyli, jak widać, w tym kierunku poszła pianistyka i kto wie, czy tak jak Internet zmienił nasze życie, teraz elektroniczne instrumenty nie zmienią naszej muzyki. Okaże się. Ja jestem zwolennikiem tych zmian, aczkolwiek chwilę jeszcze na to poczekamy.
Elektronika daje możliwość eksperymentowania z dźwiękiem.
Właśnie. Myślę, że jesteśmy w takim momencie historii, może nawet go już przekroczyliśmy, jak wtedy, gdy powstawał fortepian. Kiedyś instrumenty klawiszowe, elektroniczne, ciężko było lubić. Teraz są już coraz lepsze i będą się doskonalić razem z gatunkami muzyki, które będą specjalnie powstawać po to, aby te instrumenty się tam sprawdzały. Uważam, że granie na fortepianie akustycznym w utworze z gatunku rock-o-podobnego, czy nawet w niektórych rodzajach jazzu, jest bez sensu. Teraz szukamy, jak zmienić rolę, jaką fortepian do tej pory odgrywał w muzyce. Jak wprowadzić jakąś ciekawą elektroniczną barwę. Także uważam, że przyszłość należy jak najbardziej do fortepianu elektronicznego. Mówię to ze spokojem, bo na pewno tego nie dożyję i dlatego nie ma problemu.
Czy obserwuje Pan tę całą rewolucję technologiczną z boku, czy też ona coś Panu daje?
Od jakiegoś czasu mam w domu Grand Hybrid CASIO i jestem zachwycony, mając taki fortepian, na którym mogę sobie coś przegrać, a nawet poćwiczyć, bo wszystkie elementy mechaniczne, czyli oparcia i ciężar są praktycznie jak w fortepianie. Naprawdę szacunek dla Bechsteina za tę klawiaturę. To prawdziwe mistrzostwo. Pianista może rzeczywiście ćwiczyć, grać, może praktycznie zapomnieć o prawdziwym fortepianie, jeżeli chce.
Natomiast scenicznie, mówiąc szczerze, obecnie więcej zajmuję się tą bardziej żartobliwą formą muzyki. Raczej dzielimy się z publicznością naszą pasją i wiedzą, bawiąc się przy tym dziko. I rzeczywiście, jak gramy jakiś nowoczesny kawałek, rockowy czy grunge, to wolałbym użyć fortepianu elektronicznego niż tego mojego Steinwaya. Także są pewne gatunki, które absolutnie wymagają takiego instrumentu. Do pewnych wykonań są one fantastyczne.
Waldemar Malicki
Solista, kameralista, improwizator. Ukończył z wyróżnieniem w roku 1982 Akademię Muzyczną w Gdańsku, a następnie (w latach 1982-83) doskonalił swe umiejętności w Wiedniu. Koncertuje w Europie, Ameryce Północnej i Południowej, Rosji i Japonii. Uprawia kameralistykę z najlepszymi polskimi skrzypkami i śpiewakami. Nagrał ok. 40 płyt m.in. dla takich firm fonograficznych, jak Polskie Nagrania, Polton, Dux (Polska), Pavane (Belgia), Accord, Adda (Francja), Koch Records Schwann, Wergo (Niemcy), Pony Canyo.